Zapraszamy na drugą część wspomnień Marcina Grzybowskiego z podróży po USA. Tym razem Marcin zabiera nas do Parku Narodowego Yellowstone.
Czas w Montanie mija słodko i beztrosko. Dookoła zielone pola, biegające konie i przyjemne ciepło. Z każdym dniem ubywa Księżyca, nadchodzi więc idealny czas na zrobienie zdjęć komety NEOWISE w pięknej scenerii. Już wiem, że muszę wrócić do Yellowstone, tym razem do samego serca krateru. Wynajmuję samochód w Great Falls i ruszam na kilka dni cieszyć się wspaniałym czasem. Gdy mijam bramę Parku Narodowego Yellowstone czuję nadchodzącą przygodę. O tej porze roku jest sporo ludzi odwiedzających park. Jadąc sobie beztrosko drogą podziwiam niesamowite widoki. Z tego błogiego stanu wyrywa mnie błysk policyjnych świateł. Po chwili mija mnie policyjny wóz i nakazuje zjechać na parking. Już po chwili pędzi w moim kierunku policjantka, ale nie jest jednak tak źle, bo to bardzo ładna policjantka. ”Prawo jazdy poproszę! A wie pan, że przekroczył pan prędkość ? To park narodowy i poruszamy się tylko 25 mil/h, będzie mandat !” Uśmiechnąłem się, przeprosiłem. Policjantka sprawdziła dokumenty mówiąc ”A pan to turysta? No dobrze, tym razem daruję ale proszę jechać przepisowo, bo następnym razem nie będzie już pouczenia!” Resztę dnia snuję się po okolicy wspominając piękną panią policjant.
Nie mogę już doczekać się zmierzchu. Na początek wybieram Great Fountain Geyser. Wybucha on rzadko, ale ma dużo wody i liczę na fajne odbicia gwiazd w wodzie. Rozstawiam sprzęt dużo przed czasem. Ustawiam montaż paralaktyczny – używam Sky Watcher Star Adventure. Ludzie pytają mnie co będę fotografował? Nawet pewna starsza para podekscytowana perspektywą zobaczenia komety zostaje do nocy. Słońce zachodzi, przyodziewam się w cieplejsze ciuchy. Mimo że jest lato, tu na około 2500 m n.p.m. w nocy potrafi być naprawdę zimno.
Pojawia się kometa. Robię zdjęcia, testuję różne czasy i ujęcia. W pewnym momencie przenoszę się na pobliski gejzer o nazwie White Dome Geyser. Para wystrzeliwuje z niego co jakiś czas, jest tam jeszcze dwóch fotografów, czekamy na erupcję ponad godzinę. Nic się nie dzieje. Zniecierpliwieni kolesie zwijają sprzęt, mnie się nie śpieszy, więc czekam. Fotografowie ruszyli samochodem oświetlając na czerwono górkę z której rzekomo tryska para. Wychodzi fajne zdjęcie. Moja cierpliwość też jest na wyczerpaniu, zaczynam zwijać sprzęt, biorę statyw na plecy i ruszam. Kiedy mijam jakiegoś chłopaka z Chin, który też poluje na kometę, słyszę że zaczyna się coś dziać. Szum pary i bulgocząca woda zrywa mnie do szybkiego powrotu na stanowisko. Byle jak ustawiam montaż, a fontanna pary już strzela wysoko w niebo. Pstrykam więc fotki ile się da, co za widoki! Warkocz kometarny i warkocz z pary! Po około minucie już po zabawie.
Wracam bardzo usatysfakcjonowany do samochodu. Ruszam w kolejne miejsce. Kometa już jest nisko nad horyzontem, wybieram więc przestrzenne krajobrazy okolicy Grand Prismatic Spring. Spaceruję po drewnianych podestach. Normalnie są tu tłumy ludzi, teraz jednak nie ma nikogo. Co za wspaniałe chwile! Co jakiś czas przejeżdża samochód oświetlając parę z gejzerów, co na zdjęciach wygląda cudownie. Fotografuję też Drogę Mleczną. Tu naprawdę jest idealnie ciemne niebo. Niebo i sceneria są po prostu oszałamiające. Jest cicho, chłodno, gdzieś w oddali słychać szum pary i co jakiś czas bulgot wody. Zapach siarkowodoru dodaje magii temu miejscu. Wiatr czasami kieruje wielką chmurę pary prosto na mnie, trzeba więc co chwilę zakrywać obiektyw.
Czas szybko mija. Po 2 w nocy jadę w kolejne miejsce, licząc na następne fajne kadry. Udaję się nad wielkie jezioro o nazwie Yellowstone Lake. Kometa nie zachodzi w ogóle, a wręcz przeciwnie, zaczyna wznosić się. Robię przepiękne ujęcia nad jeziorem wśród gejzerów. W tych dniach kometa rozwija dwa warkocze, niebieskawy jonowy oraz imponujący pyłowy. Tu widać ogrom obu warkoczy. Kometa C/2020 F3 (NEOWISE) jest naprawdę wspaniała. Co za szczęście oglądać ją w takim miejscu.
Zaczyna świtać. Resztką sił docieram do samochodu. Ach, cóż to była za magiczna i niepowtarzalna noc. Znajduję ustronne miejsce i pełen wrażeń idę spać. Przewaga samochodu nad motocyklem jest taka, że nie trzeba martwić się o nocleg. Następnego dnia znajduję spokojne miejsce nad jeziorem, z dala od skupisk ludzkich. Tu kąpię się w krystalicznie czystej wodzie, kołyszę się na hamaku i rozmyślam nad życiem. Uroku temu miejscu dodaje to, że telefon nie ma tutaj zasięgu. Nie tracę zatem czasu na internet, telefony, Fejsbooki itp. Po prostu czuję, że żyję.
Przede mną jeszcze długa droga i sporo czasu. Około dwa miesiące wakacji. Teraz kieruję się do stanów Washington i Oregon. Będzie okazja zrobić jeszcze nie jedną wspaniałą astrofotę.
tekst i zdjęcia : Marcin Grzybowski