Nasz niestrudzony podróżnik, Marcin Grzybowski zwiedza Amerykę wzdłuż i wszerz. Tym razem zapraszamy do lektury pierwszej części jego wspomnień z ubiegłorocznej podróży motocyklem od wschodniego do zachodniego wybrzeża USA.
Wyruszając na początku lipca 2020 roku w odwiedziny do znajomych, do mojego ulubionego stanu USA, Montany, nie spodziewałem się po drodze takiej atrakcji, jaką okazała się kometa NEOWISE. Można powiedzieć, że znalazłem się w idealnym miejscu o idealnej porze. Oczywiście, miałem dużo łatwiej, bo przecież przejechałem z Nowego Jorku motocyklem tylko 4000 km, kometa natomiast miała dużo dłuższą drogę. Kiedy opuściłem już nudne równiny Kansas, dojechałem do pierwszej atrakcji, Badlands w stanie Południowa Dakota. Nieduże, urokliwe górki, gdzie czekał na mnie nocleg. Naturalnie, w moim ulubionym stylu, na dziko pod namiotem.
Pogoda idealna, piękne błękitne niebo, kometa ma ukazać mi się dopiero nad ranem, krótko przed wschodem Słońca. Rozbijam namiot przy brzegu skarpy, aby mieć jak najlepszy widok. Zmęczony podróżą rozsiadam się szczęśliwy z zimnym piwkiem i podziwiam piękno krajobrazu delektując się ciszą. Zachwycony widokami dopiero teraz zauważam liczne pęknięcia gleby, a największe przełamanie biegnie dokładnie przed namiotem, odcinając go od stałego lądu. No ładnie, myślę sobie że niefajnie byłoby runąć w dół. Sytuacja zmusza mnie do przesunięcia obozowiska i motocykla w bezpieczne miejsce, gdzie będę mógł spokojnie przespać noc. Robi się ciemno, liczne gwiazdy rozświetlają nieboskłon. Jest piękna noc, ale kładę się wcześniej spać, by rychło rano wstać na wschód upragnionego ciała niebieskiego. W końcu upłynęło już tak wiele lat od ostatniej jasnej komety.
Na dźwięk budzika, wyskakuję z namiotu i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Dokładnie w miejscu gdzie ma być kometa są chmury, reszta nieba idealnie bezchmurna! Ładnie zaczynam przygodę z kometą! Mimo wszystko dostrzegam małą przerwę w chmurach, biorę lornetkę. Jest! Mała, niepozorna plamka, bo zrobiło się w międzyczasie jasno od wschodzącego Słońca. Kometa była dość wysoko, jest więc szansa ujrzeć ją, na ciemnym jeszcze niebie, ale potrzeba czystego horyzontu i porządnej górki. I tak narodził się pomysł na kolejną nockę.
Obieram więc kierunek na Yellowstone! Od tego wspaniałego parku narodowego oddalony jestem o jeden dzień drogi. W miejscowości Cody, w stanie Wyoming robię zakupy. Jest bardzo gorąco, temperatura przekracza 30 stopni C.
Biorę kąpiel w jeziorze położonym w pięknej górskiej scenerii . Późnym popołudniem kieruję się w stronę wschodniej części parku, wjeżdżam na przełęcz 2000 m n.p.m., po czym skręcam w polną drogę. Tam znajduję idealne miejsce na nocleg i polowanie, oczywiście z aparatem na kometę! Słońce chyli się ku zachodowi. Co za sielanka! Cudowna łąka, wspaniały widok, eh…. jest pięknie!
Nie rozbijam namiotu, nie chce mi się, dziś śpię pod gołym niebem!
Wstaję o 3 w nocy, zostawiam obóz i idę wyżej, na pobliskie wzgórze. Obserwuję gwiazdozbiory, na wschodzie kalkuluję miejsce pojawienia sie komety, już widzę, że wstałem grubo za wcześnie. Mija godzina. Postanawiam zejść bliżej miejsca noclegu. Wiem, że już powinna się pojawić. Znalazłem pojedyncze drzewko do mojej kompozycji, jestem gotowy na łowy. I nagle dostrzegam ją, kometa pojawiła sie już w całej okazałości. Byłem przekonany, że zobaczę najpierw warkocz. Szybko rozstawiam sprzęt, tak jakby miała zaraz zniknąć ! Robię serię zdjęć, do czasu aż znika w blasku świtu. Tym razem pogoda była idealna, ale aby podziwiać kometę w pełnej krasie trzeba poczekać jeszcze z tydzień, kiedy będzie wyżej nad horyzontem.
Postanawiam położyć się na dwie godzinki, ale w zenicie zauważam czarne jak węgiel, szybko przemieszczające sie chmury, które prawie dotykają wzgórz na których się znajduję. O zgrozo! Jak lunie deszcz, nie wyjadę z tego błota, bo droga którą tu dojechałem była stroma i gliniasta. Szybko zatem pakuję się i ruszam aby wyjechać na asfalt. Eh ….a myślałem, że będę oglądał na spokojnie wschód Słońca. Na szczęście moje obawy nie sprawdziły się , choć chmury wyglądały groźnie. Nie dały deszczu tylko wspaniały widok przy wschodzie Słońca. Wjeżdżam na przełęcz, znowu piękny widok. Robię kawę i po śniadaniu kieruję się do Montany, mam do przejechania ponad 700 km.
Zostaję u przyjaciół dłużej, robiąc w międzyczasie kolejne zdjęcia komety. Jeszcze przeszkadza Księżyc, ale warunki do obserwacji komety NEOWISE są coraz lepsze.
Już wiem, że muszę wrócić do Yellowstone, gdy kometa będzie w najlepszym położeniu. Wtedy pojawi się na wieczornym niebie i będzie widoczna całą noc. Opis tej wycieczki pojawi się w drugiej części wspomnień. Zapraszam.
Tekst i zdjęcia : Marcin Grzybowski